28 sie Dzien 23
Kolejny dzien i kolejne kilometry do zrobienia. Wyciagnelismy 5000 lekow i podjechalismy do Kruij. Jest to male miesteczko, w ktorym sa fortyfikacje do obejzenia, ale najciekawszy jest targ staroci. Mozna tam znalezc pelno dziwnych rzeczy – od starych mlynkow do kawy, strojow regionalnych po chelmy i zardzewiale pistolety. Mozna tez bylo nabyc ( i tu sie troche obruszylam ) popielniczki zrobione z charakterystycznych wejsc do bunkrow – kopulek, ktorych pelno w calej Albanii ( z wojny tez mozna zrobic interes ).
Dalej przez Shkoder dotarlismy do granicy za Muriqan. Po drodze minelismy mini mostek i slamsy. Oznakowania byly tak fatalne, ze ledwo do niej dotarlismy zmeczeni. Na granicy okazalo sie ze trzeba zaplacic 10 euro taksy klimatycznej ( jak oni to nazwali ), a tu kasy niet :(. Straznik powiedzial ze bankomat 5km przed granica jest, a my przejechalismy 13, zeby go znalezc. Wsciekli wrocilismy na ta sama granice i udalo nam sie ja w koncu przekroczyc.
W Czarnogorze skierowalismy sie na Ulcinj. W tych okolicach jest Velka Plaza do ktorej chcielismy dotrzec, bo stwierdzilismy, ze skoro taka wielka to pewnie znajdzie sie miejsce na koczing. Przed samym wejsciem na plaze zlapal nas facet na skuterze i pytal czy nie chcemy na kemping, bo u niego to wszystko za 10 euro. My zmeczeni, wiec stwierdzilismy, ze sie skusimy. Kemping niczego sobie, bo na prywatnej posesji z altanka dla naszej westki. Wlasciciel pokazal nam wszystkie udogodnienia i powiedzial z usmiechem, ze idzie dalej lapac Polakow :).
My chwilke ochlonelismy i poszlismy na plazyne zaladowani reczniczkami, aparatami, czapeczkami itd. Wskakujemy na plaze a tu? Jakis las cholerny, ale parasolek. Jedna przy drugiej az po horyzont. Faktycznie plaza szeroka i dluga na 13 km, ale to 13 km parasolek. Co najlepsze jeszcze jakies loze dla VIPOW, ktore wygladaly jak male domki z przescieradel. Gdzieniegdzie tez stoly z pilkarzykami i stragany z owocami.
Wrocilismy z tej rzekomo przepieknej plazy z jasnym ( oni chyba jasnego piasku nie widzieli ), drobnym ( raczej jakims „kurzastym” ) piaseczkiem. Po drodze obejzelismy przedziwnej konstrukcji platformy, ktore sluzyla do lowienia ryb tzw. kalimery.
Ja sie wykapalam prawie 5 razy na zapas. Zrobilismy pogrom komarow i poszlismy w kime.
AAaaaaaaaaa na kempingu znalezlismy kolejnego przyjaciela w postaci mlodej sabaki – gdyby nie to, ze w Czarnogorze, wzielibysmy go do domu.
No Comments