Zaczął sie podróżą po wąskich, górski wstążkach nadbrzeżnych. St.Tropes widzieliśmy jedynie z daleka. Podjeliśmy decyzje, że miasta omijamy szerokim łukiem narazie. Wszystkie są podobne. Tak samo ładne i tak samo zatłoczone. Palcem po mapie i zdecydowaliśmy, że podjedziemy na półwysep przy Hyeres w okolice miejscowosci Giens. Podobno pięknie i podobno część pod ochroną. Trafiliśmy na małą plażę, ale znowu tak zatłoczoną, że to poezja. Skok do wody, chwila odpoczynku i dalej w trase. Po drodze mały przystanek na obiad i dalej szukanie noclegu. Wskoczyliśmy na autostradę, żeby jak najszybciej...

Poranek okazał się ciężki, ale skok do orzeźwiającej wody zmienił wszystko. Chwilę poplażowaliśmy, ale zaraz podjechała policja i kazali nam się ewakuować. Obraliśmy kierunek - CANNES. Jak zwykle problem z parkowaniem. Trzeba było się pokręcić 30 minut, ale dało radę. Malina stanęła lekko zadkiem na pasach za nami. Zwiedzanie zaczęliśmy od Le Croisette, czyli promenady palmowej ciągnącej się wzdłuż wybrzeża. Zmieżając w stronę czerwonego dywanu na małym placyku stoją ładne rzeźby i nie omieszkaliśmy porobić zdjęć. Przy porcie wznosi się pałac, w którym odbywają się najsłynniejsze festiwale filmowe...

Wyspani i wypoczęci ruszyliśmy dalej w drogę w kierunku słońca. Po drodze mały przystanek na stacji na jedzenie i odpoczynek. Obok zauważyliśmy ekipkę filmową. Zaraz podskoczył do nas wesoły Włoch i zaczął wypytywać gdzie jedziemy. Zaprosił nas do siebie na południe Włoch i zostawił nam numer telefonu do siebie. Następnie zebraliśmy manatki i dalej w drogę. Cała ekipa pomachała nam radośnie na pożegnanie. Reszta drogi to nadbrzeżna trasa do Monako.Samo miasto, które każdy przewodnik opisuje jako pełne przepychu, blichtru i bogactwa nie zrobiło na nas szczególnego wrażenia. Tłoczno,...

Obudziliśy się zmarźnięci na kość. Zgrzytając zębami wzięliśmy prysznic na stacji za 2.60 (drogo!), śniadanko i za Malinką w trasę. Już na pierwszym przystanku jakaś stara złośliwa niemka zwrociła nam uwagę (oczywiście po niemiecku), że przez włączony Kuby silnik śmierdzi jej w samochodzie i nie omieszkała nam wypomnieć naszej narodowości. No cóż...

StartPrzygoda się zaczęła całkiem zwyczajnie. Wyruszyliśmy z Wawy koło godziny 10 i tak wskoczyliśmy na naszą jedną z licznych autostrad ( i tu śmiech ) w kierunku Poznania. Nie śpiesząc się, bo i tak nasze strzały nam na to nie pozwalają, więc spokojnie turlaliśmy się po zakorkowanych naszych polskich drogach. Gdy już udało nam się wyskoczyć z korków i pojechać nieco szybciej, pojawiła się pierwsza niespodzianka. Zza krzaka wyskoczyła Pani policjantka z lizakiem, a że Kuba z Karo są Węstką prowadzącą, padło na nich. Pani poleciła Kubie założenie...

Wreszcie zaczyna się nasza kolejna przygoda. Kierunek Tarifa, ale trasa będzie się rysowała jak zwykle w trakcie podróży. Tym razem próbujemy połączyć siły z drugą westką Karo i Kuby: http://podrozemaleduze.blogspot.com/Spakowaliśmy już misia w teczke, oprócz kilograma moich ubrań (niestety poprzedni trip mnie niczego nie nauczył). Wszystko gotowe, westka stoi pod domem i podskakuje z radości na myśl o tych pięknych drogach, krajobrazach i miastach, które nas czekaja. Ja i Michał też już nie możemy zebrac myśli. Czas na nas. VIVA ESPANIA!!!!!!!!!!!!!!!!...